poniedziałek, 16 czerwca 2014

Zrozumiała jak wiele musi zmienić.

-gdzie ja jestem?- spytałam oglądając się po nieswoim pokoju. Zamknęłam oczy i wtedy wszystko wróciło.- jak mogłeś!- ścisnęłam kołdrę zanosząc się w płaczu.
-dzień dobry księżniczko.- do pokoju wszedł Maciek i podszedł bliżej łóżka.
-co Ty tu robisz?!-Wyskoczyłam z łóżka, ale na sobie miałam jedynie męską koszulkę, więc zdezorientowana znów weszłam pod kołdrę.
-oj przestań.- uśmiechnął się.- nie musisz się krępować i tak widziałem dość dużo, kiedy Cię rozbierałem.
-Zboczeniec!- krzyknęłam, ocierając łzy z policzka.
-inaczej przeziębiłabyś się. I tak cud, że na razie nie masz gorączki ani nic takiego.- powiedział surowiej.- Twój t-shirt był już zesztywniały od mrozu, cała byłaś sina!
Znów łzy zaczęły mi płynąć, mimo że z całych sił próbowałam nie płakać przy skoczku.
-może mi wreszcie powiesz, czemu wczoraj próbowałaś popełnić samobójstwo, albo przynajmniej porządnie się połamać?-  wbił we mnie wzrok.
-a masz wino?- spytałam, nerwowo drapiąc swoje ręce.
-myślę, że nie powinnaś pić.- powiedział dobitnie nie spuszczając ze mnie wzroku.
Wzruszyłam tylko ramionami, wyszłam spod kołdry i skierowałam się do mini barku, otworzyłam go i wyjęłam butelkę czerwonego wina. Wzięłam korkociąg i mimo wielkiego wysiłku udało mi się wyciągnąć korek. Wróciłam do siedzącego na skraju łóżka bruneta, usiadłam obok niego i napiłam się napoju, który miał mi przynieść ukojenie. Przyjemne, delikatne pieczenie rozchodziło się po moim ciele, niosąc jednocześnie delikatną falę ciepła.
-nie wiedziałem, że księżniczki piją z gwinta.- wyszczerzył się brunet.
-chcesz trochę?- spytałam podając mu butelkę.
-nie, opowiesz mi wreszcie?
Wypiłam kolejną ilość alkoholu.
-nie pij już…- Maciek wyrwał mi butelkę.
Otarłam dłonią łzy z policzka i wbiłam wzrok w bruneta.
-mój chłopak i moja przyjaciółka…- zawiesiłam głos, pozwalając kolejny raz spłynąć łzom po policzku. Sięgnęłam po butelkę wina i mimo gniewnego spojrzenia skoczka, upiłam kolejne mililitry alkoholu.- mój były chłopak i moja była przyjaciółka, postanowili się wczoraj pokochać, pobyzkać, przelecieć…- ukryłam twarz w dłoniach. Wypowiedzenie tych słów naprawdę mnie bolało. Czułam jak moje serce łamie się na pół. Zgięłam się, by choć trochę uśmierzyć ból, ale to nic nie dało. Całe to okropne uczucie nie było fizycznie uzewnętrznione, ale tkwiło w psychice i z każdym kolejnym oddechem znów wszystko wracało. Nie potrafiłam nad tym zapanować. Nie potrafiłam przestać. Ktoś kto tak wiele dla mnie znaczył. Z kim chciałam przejść przez życie. Znosił wszystkie moje humory, nie krzyczał, ale troszczył się, pozwalał bym mogła robić to na co mam ochotę. Teraz dał mi niezwykły ból. Sprawił, że wszystko się burzy jak po trzęsieniu ziemi. Świat z idealnymi budynkami i cudnym, cukierkowym krajobrazem nagle zamienił się w kopce zrujnowanych cegieł zmieszanych z pokruszonym betonem, wyschniętymi drzewami bez liści, przy których latały kruki i wrony. Kolejny raz upiłam duże łyki butelki i rozpłakałam się, nie mogąc sobie poradzić z emocjami. Maciek wyciągnął butelkę z mojej dłoni i delikatnie mnie przytulił. Posuwałam swoimi palcami po moich ramionach sprowadzając na moje ciało dreszcze. Czułam jego perfumy. Tego mi teraz było trzeba.
-zamurowało mnie.- szepnął i objął mnie czule.
-w dodatku miał na tyle śmiałości, by do mnie zadzwonić i mi to powiedzieć.- skierowałam swój wzrok na bruneta, a on wierzchem dłoni starł łzy z mojego policzka.
-i ty przez takiego dupka chciałaś skoczyć ze skoczni?! chciałaś się zabić?- spytał wbijając swój wzrok w moje oczy.- uwierz mi ludzie mają większe problemy i żyją. Nawet powiem Ci więcej, oni  pragną żyć.
-tak? Ciekawe jakie?!- spytałam z wyrzutem, czując już powoli szumienie w głowie.
-połóż się, potem Ci pokaże. I tak cud, że się nie przeziębiłaś, a ni ja.




-Ty nic nie rozumiesz. On mnie zdradził! I to z moją przyjaciółką!- krzyknęłam patrząc na Maćka.
-wiem, słyszałem. Przykro mi. Naprawdę mi przykro, że ktoś Cię skrzywdził.- przytulił mnie w silnym uścisku.- próbuję Ci tylko powiedzieć, że skoro to zrobił to nie był Ciebie wart. Nie zasługiwał na Ciebie, więc powinnaś, jak to w Twoim zwyczaju, wzruszyć ramionami i tyle, a nie próbować się zabić.
Wyrwałam się z tego silnego  uścisku, wstałam i przeszłam chwiejnie parę kroków, ale niestety potknęłam się o dywan. Przed bolesnym upadkiem uratował mnie Maciek.
-oho i ktoś tu ma dodatkowo bardzo słabą głowę.- uśmiechnął się pod nosem i zaniósł mnie na łóżko.
-po prostu mam załzawione oczy.- powiedziałam.
-zapewne.-  nakrył mnie kołdrą.- ja idę na trening, a Ty tu leż i trzeźwiej.
-pójdę do siebie.- odkryłam się, ale Maciek przytrzymał mnie ponownie nakrywając.
-nie zgrywaj księżniczki! Choć ten jeden raz, bo to męczy.- westchnął.- śpij.
-nie nazywaj mnie tak.- zaczęłam poprawiać sobie poduszkę.
-jak tu wrócę, chce Cię widzieć śpiącą.- wyszedł zamykając drzwi.
-jak tu wrócę, chce Cię widzieć śpiącą.- powtórzyłam za nim pod nosem i owinęłam się kołdrą.

*

                Zamknąłem drzwi i wyszedłem z pokoju. Wskoczyłem do samochodu Kubackiego i przywitałem się chłopakami.
-a gdzie księżniczka?- spytał Dawid.
-śpi.- westchnąłem.
-dobra, jedźmy już, bo nas Kruczek ubije.- zachichotał nerwowo Żyła.
Trening był ciężki, miałem problemy z wyjściem z progu. Siadając ostatni już dziś raz na belce, przypomniałem sobie jak musiałem odciągać Zuzę od skoczni. Uśmiechnąłem się pod nosem i odepchnąłem od belki. Próg, wyskok, telemark.
-no lepiej.- podsumował Kruczek.- ale i tak to nie jest na miarę Twoich możliwości.
-wiem. Jutro będzie lepiej.- uśmiechnąłem się.
-dobra, wracajcie do siebie. Do zobaczenia.- pożegnał się z nami trener.
Wracając do pokoju zahaczyłem o restaurację i wziąłem kartofle z piersią kurczaka i surówką dla Zuzy i dla siebie jakąś sałatkę z rybą. Wszedłem do pokoju, jedzenie postawiłem na stole i skierowałem się do sypialni. Zatrzymałem się w wejściu, podziwiając piękną, śpiącą brunetkę, której koszulka podwinęła się do połowy pleców. Zacząłem ją szturchać.
-hej.- powiedziałem delikatnie, gdy zaczęła mrużyć oczy, chroniąc się przed słońcem.
-hmm…- zamruczała i przekręciła się na plecy.
-przyniosłem jedzenie.- uśmiechnąłem się.- chodź zjesz.
-nie chce mi się jeść.- powiedziała dobitnie, przeciągając się w moim łóżku.
- o nie. Tak moja droga nie będzie.- przerzuciłem kołdrę, chwyciłem ją i przeniosłem do drugiego pokoju.- siadaj.- wskazałem na krzesło.
-traktujesz mnie jak dziecko.- skrzyżowała ramiona.
-pff.- parsknąłem.- chyba jak bachora. Siadaj i jedz.- podałem jej talerz, a sam chwyciłem swój i zaczęłam jeść.
Zaczęłam grzebać widelcem w sałatce.
-cały dzień nic nie jadłaś.- upomniałem ją.
-nie chce mi się jeść. Mam ochotę na wino.- wstała, ale posadziłem ją z powrotem. Chwyciłem widelca i nadziałem kawałek kartofla. Przybliżyłem do jej ust.
-jedz.- powiedziałem gniewnie.
Otworzyła usta i zjadła.
-potrafię jeść sama.- wywróciła oczami i zabrała swojego widelca. Uśmiechnąłem się pod nosem, sam po woli kończąc swoje danie.


*

Kazał mi się szybko ubrać, po skonsumowaniu posiłku jaki mi przyniósł. Wsiedliśmy  do samochodu. Maciek włączył radio i odpalił maszynę. Z niesamowitą szybkością poruszał się po drodze. W niektórych momentach zamykałam  oczy, bo naprawdę się bałam. Zatrzymaliśmy się  pod szpitalem. Skoczek otworzył mi drzwi od samochodu.
-Wariat, kompletny czubek!- zaczęłam krzyczeć w myślach dziękując Bogu, że dojechałam.- Chciałeś mnie zabić?!
-o ile się nie mylę to wczoraj sama chciałaś się zabić.- powiedział obojętnie wprowadzając mnie do holu szpitala.- a dzisiaj jechałem bezpiecznie, bo ulice są w śniegu.
-dzień dobry, panie Maćku!- przywitała się z nim uśmiechnięta pielęgniarka. Widocznie musiał być tu częstym gościem.
-witam.- uśmiechnął się do niej i zaczął mnie prowadzić przez różne korytarze, aż do drzwi prowadzących na wydział onkologiczny. Zamarłam.
-Boże, Maciek tak mi przykro. Powinieneś mi powiedzieć, że masz raka. Mój tata na pewno pokrył by część kosztów leczenia.- spojrzałam się na niego z współczuciem.
-nie.- roześmiał się.- ja nie mam raka.- objął mnie przyjacielsko. -Chodź.
Zdezorientowana weszłam  na oddział. Weszliśmy do pomieszczenia nazwanego Świetlicą i od razu masa dzieci z główkami owiniętymi chustkami i w piżamkach rzuciło się na skoczka.
-cześć!- uśmiechnął się jeszcze szerzej.- przyprowadziłem do Was jeszcze kogoś. To jest Zuza. Powiem wam w sekrecie, że ma charakter prawdziwej księżniczki.- zaśmiał się radośnie, a razem z nim dzieci, które przybiegły i mnie przytuliły. Trzymali się tak kurczowo siebie i potrafiły mnie objąć. Musiałam nieźle walczyć z grawitacją, by się nie przewrócić. Maciek pokazał, żebym odwzajemniła uścisk. Posłuchałam go. Od razu poczułam niesamowitą radość, a w moich oczach zakręciła się drobna łza.
-Zuza.. Zuza..- chwyciła mnie za palec mała dziewczynka.
-tak?- spojrzałam się na nią, ocierając łzę z policzka.
-a mieszkasz w zamku?- powiedziała sepleniąc. Nie potrafiłam nic powiedzieć. Łzy zaczęły mi spływać jedna za drugą.
-przepraszam Was na chwilkę.- uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju. Ukucnęłam pod ścianą i zaczęłam płakać. Za mną pojawił się Maciek.
-ej, co jest?- usiadł obok mnie.
-oni są tacy mali.- ukryłam twarz w dłoniach.- a mają taką siłę…
-cudowni, no nie?- uśmiechnął się potrzepująco.- w szczególności ta mała. Taki mały słodziak.
-jestem beznadziejna.- stwierdziłam.
-nie użalaj się nad sobą tylko chodź.- chwycił mnie za rękę,  wytarł moje łzy i wprowadził do pokoju.
-Zuza, mogę dotknąć twoich włosów?- spytała troszkę większa dziewczynka.
Uśmiechnęłam się i pokiwałam twierdząco głową, kucając na jej wysokość. Mała dotykała moich włosów, a obok pojawiła się ta najmniejsza.
-mogę zapleść Ci warkocza?- spytała Marcelinka, bo tak miała na imię.
-jasne.- uśmiechnęłam się i wytarłam łzę, która mi spłynęła. Usiadłam po turecku.  Dziewczynki troszkę ciągły, ale i tak poczułam niesamowite szczęście.  Pozostali usiedli  w kółeczku, również po turecku. Obok mnie usiadł skoczek.
-nie rozczeszesz tych włosów potem.- szepnął mi na ucho
-oj tam.- uśmiechnęłam się.
-skończone.- wyszczerzyły się dziewczynki, a ja dotknęłam ów Dzieła. Przestraszyłam się, bo Maciek miał rację. Włosy były potargane, ale mój strach ukryłam pod szerokim uśmiechem.
-pięknie. Dziękuję.- powiedziałam z uznaniem, a Marcelinka wgramoliła mi się na nogi i wtuliła się, natomiast ta nieco starsza- Amelka, uczyniła to samo tylko u Maćka.
-też bym chciała być księżniczką.- powiedziała dziewczynka siedząca obok mnie.
-ale Wy wszystkie jesteście księżniczkami.- uśmiechnęłam się.
-a chłopcy rycerzami.- dodał Maciek.
-którzy muszą chronić księżniczki, by nie zmarnowały sobie życia.- uśmiechnęłam się i spojrzałam na Maćka, a on w tym samym momencie spojrzał na mnie. I wtedy zobaczyłam ten błysk w oku.
-i mam konia?- spytał Marcinek.
-masz konia, zbroję i wielki miecz.-wyszczerzyłam się.
-szkoda tylko, że go tu nie ma…- stwierdził ze smutkiem chłopiec.
-no konia nie ma, ale jest kot.- uniosłam jedną brew do góry i szeroko uśmiechnęłam się w stronę Maćka. Ten posłał mi wzrok w stylu ,, będziesz tego żałować”.- to jak, wsiadasz na kota?
Chłopiec z uradowaniem wskoczył na Maćka, który przyjął już pozycję na czworaka. Skoczek zaczął wydawać dźwięki naśladujące miałczenie kota, sprawiając że dzieci jeszcze głośniej się śmiały. Gdy przewiózł kilkoro, usiadł obok mnie, a na niego znów weszła Amelka.
-Zuza a przeczytasz na bajkę?- spytała Karolinka.
-a jaką?- uśmiechnęłam się.
-,,czerwonego kapturka”- spojrzała się na mnie Marcelinka.
Chwyciłam książkę i z powrotem usiadłam po turecku, czule obejmując Marcelinkę. Ja czytałam wszystkie żeńskie role, a Maciek męskie. Gdy skończyliśmy nie chciało mi się stamtąd wychodzić. Dzieci dały mi niesamowitą radość i chęć życia, ale niestety to była dla nich pora kolacji i kolejnej porcji leków.
 




*** 
wiem, że nie dodałam w poprzednim tygodniu rozdziału, ale w sobotę miałam 18 urodziny i brakło mi czasu... ten za to jest troszkę dłuższy :D Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu! xoxo


sobota, 7 czerwca 2014

Próbowała zasnąć na wieki.




No tak, muszę marznąć, bo kilku facetom zachciało się trenować skoki. Ostatni raz dałam sobą manipulować przez tatusia, który domagał się wręcz bym dzisiaj przyszła na trening chłopaków i zdała mu potem relację. Z tym, że ja nic nie rozumiem. Jakieś telemarki, belki, próg, punkt konstrukcyjny… co to w ogóle jest? Oparłam się o barierkę i przyglądałam się płatkom śniegu. Zamarzałam.
-dobra chłopaki na siłownię.- krzyknął niejaki Łukasz Kruczek.
Panowie posłusznie wykonali rozkaz, a ja uradowana skierowałam się za nimi, mając w pespektywie gorącą czekoladę w restauracji. Ale nagle poczułam ogromne zimno w okolicach szyi.
-oszalałeś!- krzyknęłam stając i strzepując śnieg z rozbitej śnieżki, którą wycelował w moją szyję Dawid.- już i tak jestem zmarznięta po tym jak stałam 3 godziny na mrozie!
-dobra, sorry. Wyluzuj.- skoczek podniósł w obronnym geście ręce.
-Dawid nie przejmuj się nią. Księżniczki nie lubią mrozu i śniegu.- powiedział z ironią brunet stając obok mnie, nie zwracając na mnie kompletnej uwagi. Popchnęłam go z całej siły w zaspę śniegu, a on przewracając się pociągnął mnie tak, że leżałam teraz na nim czując na sobie ogromne zimno.- księżniczka postanowiła się zemścić.- uśmiechnął się drwiąco, wbijając swój wzrok we mnie. Bez żadnych oporów nasunęłam na jego twarz ogromną ilość śniegu.
-widzę się z Wami o 19 w restauracji!- krzyknęłam wstając.
-widzę, że chłopaków czeka jakaś tortura.- roześmiał się Klemens.
-idź trenować lepiej, bo nie zrobisz jakiegoś tam telemarku.- rzuciłam mu pogardliwie na odchodne.


Zamówiłam gorącą czekoladę, a potem jakąś cieplutką zupkę. Jednak to mi nie pomogło. Byłam naprawdę przemarznięta.
-jest tu jakaś sauna albo jacuzzi?- spytałam barmana.
-tak, korytarzem prosto, potem w prawo i jeszcze raz w prawo.
Kiwnęłam głową i udałam się do pokoju po strój kąpielowy, a potem do jacuzzi. Przyjemne uczucie gorących, obijających się o moje ciało bąbelków sprawiło, że totalnie się wyłączyłam. Jednak ktoś próbował również skorzystać z tych przyjemnych bąbelków.
-możesz za chwilę.- powiedziałam zła, nie otwierając oczu.
-nie, zamierzam teraz.- usłyszałam ten znajomy głos bruneta, który ostatnio coraz częściej doprowadzał mnie do wściekłości.- jeżeli księżniczce coś nie odpowiada, to może sobie wyjść.
Wysiliłam się tylko na to, by na niego zerknąć spojrzeniem, które mogłoby go zabić. Myśli, że jak skoczy sobie z jakieś góry i wyląduje to może wszystko. Jeszcze muszę się z nim dzielić moimi bąbelkami. Oparłam z powrotem głowę o krawędź  i przymknęłam oczy.  Jednak coraz większa ilość wody zaczęła spadać na moją twarz.
-możesz przestać!- krzyknęłam zdenerwowana widząc jak Maciek sobie pluska.
-przeszkadza Ci coś?- spytał z zadziornym uśmieszkiem i błyskiem rozbawienia w oczach.
-tak.- odpowiedziałam zła i chlusnęłam go wodą powodując, że mało co się nie zakrztusił.
-oszalałaś?!- spytał podenerwowany, przecierając oczy.
-stało Ci się coś?- spytałam z udawanym przejęciem w głosie.
-mi nie, ale Tobie może.- uśmiechnął się i chlusnął mnie ogromną ilością wody, po czym chwycił za ramiona i z całej siły wepchnął mnie pod wodę. Nie pozostałam mu dłużna i swoimi rękoma chwyciłam jego głowę chowając ją pod wodą. Oboje roześmieliśmy się.- a jednak potrafisz być normalna.- powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy Maciek.
-a jednak.- uśmiechnęłam się delikatnie i wyszłam z jaccuzie , kierując się do przebieralni.


W restauracji czekali już na mnie skoczkowie. Zajęłam wolne krzesło pomiędzy Maćkiem i Piotrkiem. Po chwili zjawił się przy mnie kelner- praktykant.
-życzy sobie pani coś?- spytał.
-tak.- wywróciłam oczami.- gorący piasek, cieplutkie morze i żar spływający na moje ciało podczas opalania.- nie zwracając na niego uwagi przeglądałam kartę dań.
-mogę zaproponować solarium. Mamy doskonałe.- usłyszałam głos kelner.
-człowieku.- odstawiłam menu na stole i wysiliłam się, by na niego spojrzeć.- ja dbam               o zdrowie. Wolę naturalne słońce, choćbym miała okrążać ziemię co chwila. A teraz poproszę o sałatkę Soczyste warzywa.- powiedziałam do  speszonego kelnera.-też nie mieli jej jak nazwać.- dodałam  pod nosem, gdy kelner odszedł.
-musisz być taka?- spytał Maciek.
-jaka?- podniosłam na niego wzrok i upiłam łyk wody stojącej na stoliku.
Skoczek tylko machnął ręką wracając do konsumowania swojego posiłku.
-dobra panowie musicie mi napisać co dzisiaj robiliście. I jak chcecie opiszcie się w dobrym lub złym świetle.- wręczyłam każdemu po karteczce i długopisie.
-ale po co?- uniósł brew Dawid.
-możesz wykonać moje polecenie? Czy to naprawdę tak dużo? Machacie na siłowni tymi wszystkimi ciężarkami, włazicie na skocznie, wiec chyba od napisania kilku literek na kartce nic wam się nie stanie.- swój wzrok skierowałam w przed chwilą co wyjętego smartfona.
-Maciek zabrałeś mi sok.- krzyknął Piotrek.
-pić mi się chciało.- roześmiał się brunet.- sorry.
-z Tobą to jak z dzieckiem…- westchnął Żyła.
-możecie mi napisać, co dzisiaj robiliście.- upomniałam ich.
skoczkowie zabrali się za pisanie, a ja zaś za konsumowanie przyniesionej przed chwilą sałatki. Gdy panowie skończyli odebrałam od nich karteczki.
-,, nie wypiłem soku, ponieważ skoczek zwany Maciejem Kotem postanowił wypić go z mojej szklanki.”- przeczytałam na głos wypowiedź Piotra.-,, zostałem utopiony w wannie z bąbelkami przez  córkę prezesa”- przewróciłam oczami wypuszczając nagromadzone z wściekłości powietrze.- do jasnej cholery, możecie mi streścić swój dzień od strony sportu?!
-wyluzuj.- poklepał mnie po ramieniu Piotrek.
Miałam ochotę na nich nakrzyczeć, ponieważ za chwilę miał zadzwonić tata,  a ja nie wiedziałam nawet co mu powiedzieć. Nadziałam kawałek sałaty na widelca i już ją chciałam skonsumować, gdy odezwał się tak dobrze znany mi dźwięk urządzenia. Wcisnęłam przycisnęłam przycisk ,, połącz”.
-cześć skarbie. Obiecałem Ci, że będę z Tobą szczery, więc…- urwał się mu się na chwilę głos.- właśnie zamierzam Cię zdradzić z twoją przyjaciółką.
Rozłączył się. Byłam w szoku. Wpatrywałam się w jakiś punkt, zapominając totalnie o oddychaniu. Poczułam jak moje serce pęka, a na moje ciało spada deszcz piekącej siarki. Nagle wszystko przestało istnieć. Ułamek sekundy zrujnował moje, do tej pory w miarę ułożone życie. Pod stopami zaczęła rozrastać się wielka przestrzeń, która miała mnie pochłonąć.  
-Zuza!- z tego stanu wyrwał mnie głos Maćka, który uporczywie mnie szturchał.- ej wszystko ok.?
Spojrzałam się na niego załzawionymi oczami i wpatrywałam się tak przez dłuższą chwilę.

*

Nagle zadzwonił jej telefon. Gdy skończyła tą stosunkowo krótką rozmowę zamarła. Nie wiedziałem co się dzieje. Zacząłem ją szturchać.
-Zuza!- wołałem ją.- ej wszystko ok.?-spytałem.
Wbiła we mnie zaszklone oczy i tak przez dłuższą chwilę się we mnie wpatrywała, gdy nagle rzuciła swoim telefonem gdzieś w podłogę  i wybiegła. Postanowiłem pobiec za nią. Była naprawdę szybka. Wybiegając z hotelu uderzyło mnie okropne zimno, ale nie wróciłem. Próbowałem ją dogonić. Skierowała się w stronę skoczni, tam przeskoczyła zwinnie za barierkę i poszła schodami w górę. Usiadła na belce. Dołączyłem do niej. Chwyciłem ją za podbródek, zmuszając by zerknęła na mnie. Miała zapłakane oczy, z których strugami zmywał się tusz.
-zostaw mnie.- szepnęła urywanym głosem i chciała odepchnąć się od belki, ale w porę ją złapałem. Szarpała się, ale mimo wszystko trzymałem ją mocno. Nie wiedziałem co robić. Nagle to, że doprowadzała mnie do szaleństwa znikło. Próbowałem odgadnąć co takiego się stało. Chciałem jej jakoś pomóc. Nie znałem jej, ale teraz wydawała się taka krucha i nie winna, jakby zagubiona. Roztrzęsiona znów próbowała się wymsknąć i odepchnąć od belki, ale nie puszczałem. Byłem przerażony tym co próbuje zrobić.
-co Ty robisz do cholery!- krzyknąłem i przyciągnąłem ją w stronę schodów.
-zostaw mnie.- krzyknęła.- błagam.- zaniosła się szlochem. Widziałem jak nie ma już sił, by się szarpać. Jej harmonia wrednego świata zapewne została zaburzona. Płakała. A jej łzy spadały na moją rękę wywołując nieprzyjemnie zimne odczucie. Było mi cholernie zimno, ale jej zapewne też. Cała się trzęsła. Na zewnątrz było już prawie -15 stopni, a ona w samej koszulce, dżinsach i trampkach.
-po co tu przybiegłeś?- spytała z wyrzutem.
-nie wiem. Wszystko ok.?- spytałem ponownie.
-nie! Nic nie jest ok.!- wykrzyczała mi to prosto w twarz, zaczęła okładać pięściami kiedy powstrzymałem ją kolejny raz od rzucenia się ze schodów w stronę zeskoku.- zostaw mnie!- zaniosła się płaczem, gdy objąłem ją swoim ciałem.- nienawidzę Was!
-powiedz wreszcie o co chodzi!- krzyknąłem. Zimno dało mi we znaki.
-jesteście dupkami! Kompletnymi, zarozumiałymi dupkami!- powiedziała ze złością i uderzyła mnie pięściami w klatkę. Widocznie to jej pomagało, nie próbowałem jej powstrzymać mimo, że bolało.
-ktoś Cię skrzywdził?- spytałem jak najdelikatniej, a ona wtuliła się we mnie. Czułem jej każdy oddech, każde westchnięcie i każdą łzę na swoim ciele. Była tak blisko.- powiedz mi. Z reguły jak się człowiek wygada to jest mu lżej.
-nienawidzę facetów.- powiedziała to ledwo słyszalnie, opierając bezwładnie swoją głowę o mój tors. Chwyciłem ją za podbródek i podniosłem głowę. Zamknęła oczy.
-ej nie zasypiaj!- krzyknąłem i zacząłem ją szturchać. Jeśli teraz zaśnie, będzie źle.
-zimno mi…- szepnęła drżąc.
-trzeba było o tym pomyśleć zanim wybiegłaś na mróz.- chwyciłem ją na ręce..- nie uwierzysz, ale mi też.- zacząłem z nią schodzić ze schodów.
-jestem ciężka…- powiedziała urywanym głosem.- puść mnie!- delikatnie się ożywiła, ale i tak jej głos sprowadzał się jedynie do trochę głośniejszego szeptu.
-przestań, choć raz przestań zgrywać naburmuszoną panienkę.- krzyknąłem na nią również już drżącym głosem.- jakbyś objęła mnie byłoby mi wygodniej.- uśmiechnąłem się.- i jesteś lekka.
-yhym.- zamamrotał coś i objęła moją szyję. Czułem jak zasypia, więc postanowiłem przyśpieszyć kroku.
-nie śpij!- krzyknąłem.
-zimno…- miałem wrażenie, że nawet tego nie powiedziała, tylko poruszyła ustami.
Starałem się jak tylko mogłem, by nie zasypiała, ale ona i tak po chwili bezwładnie oparła głowę o moje ramię. Po kilku minutach nareszcie byłem w holu hotelu. Trzymając ją ciągle na rękach wszedłem do windy.  




To był mój jeden z najtrudniejszych dni w życiu. Wybaczcie błędy. Wiem, że nie porywa ten rodział, ale mam nadzieję, że następny będzie lepszy.